Blog

Sydney: World Masters Games – Blue Mountains

Cześć trenerze, przeoczyłem, że Ci nie napisałem o przełajach. Miejsce podobne bo piąte, ale tutaj o medal było łatwiej. Pierwsze 2 kółka byłem na trzecim miejscu, ale ten sam Słoweniec, który wiózł się na mnie do 8 km na dychę, to samo zrobił tutaj. Wyszedł mi na ostatnim kółku i nie byłem w stanie przyspieszyć. Jeszcze przed samą metą minął mnie kolejny. Już nie walczyłem. W tej chwili jesteśmy w miejscowości Katoomba w Górach Błękitnych. Jutro Piotrek biega finał longu na orientację i jutro wracamy do Sydney na mój bieg. Piotrek nie zostaje ze mną do poniedziałku tylko wyjeżdża wcześniej....

Czytaj więcej →

Sydney: World Masters Games – Tasmania-Cradle Mountain

Relacja Roberta Krzaka z Antypodów: Startowałem w niedzielę na 10 km. Nie poszło mi rewelacyjnie, ale biorąc pod uwagę moje wcześniejsze wyczyny na Tasmanii (chyba trochę przegiąłem tymi górami) wyszło nieźle. Byłem szósty, ale 5. miałem dosłownie na wyciągnięcie ręki. Jednak pierwsza trójka była poza moim zasięgiem. Trzeci miał ponad 2 minuty przewagi. Zrobiłem 35:37. Biegło mi się dobrze, ale to było wszystko na co mnie było stać. Kilometry źle były oznaczone (napisali, że będą orientacyjnie), bo pierwsze 5 km w 16:39 a drugie prawie 19 minut. To niemożliwe, bo biegłem prawie równo. Wieczorem było uroczyste otwarcie imprezy na stadionie...

Czytaj więcej →

Warszawa: 31. Maraton Warszawski – ekiden

26 i 27 września Krakowskie Przedmieście i Plac Zamkowy były do dyspozycji biegaczy. Robili tam, co lubią najbardziej, czyli biegali, biegali, biegali... Pod każdym względem rekordowa impreza na pewno byłaby jeszcze bardziej rekordowa, gdyby nie... "ładna, słoneczna pogoda", która wielu z nich pokrzyżowała plany przedstartowe. Tyle słońca w całym mieście to było dużo za dużo, jak na rekordowe marzenia maratończyków. (więcej…)

Czytaj więcej →

Warszawa: Warszawski Maraton Pokoju, I miejsce!

I miejsce - 2:22:19 Rok 1989, czyli 20 lat temu - po nieudanej kwalifikacji olimpijskiej do Seulu - był rokiem "obcinania kuponów" z mojej maratońskiej formy. Wystartowałem wtedy na tym dystansie aż 6-krotnie, co było początkiem końca mojej wyczynowej kariery. Oto piąty z nich. Wreszcie "prawdziwe" zwycięstwo! W nagrodę maluch! Ale... był dziennikarz, który uważał, że w regulaminie napisano, iż samochód (he, he - samochód!) należy się temu, kto pierwszy przekroczy linię mety. A był nim pokonujący trasę na wózku Zbyszek WANDACHOWICZ (też szczecinianin ;). Ja zachowałem "olimpijski" spokój i... odjechałem do Szczecina moim wygranym autkiem. (więcej…)

Czytaj więcej →