Blog

Freedom Charity Run 2015 – dzień po dniu…

 

Dzień 1.

3.09.2015, etap Warszawa-Wyszków

Spaliśmy krótko. Zjechaliśmy do hotelu  z Poznania i z Halle późno. Korzystaliśmy z gościnności kolegi Ilona Andrzeja Hulewicza w Mazurskas w Ożarowie, ok 20 km do centrum, a o 8.30 planowaliśmy być pod pomnikiem Małego Powstańca na Podwalu. Przedrzeć się do centrum naszej stolicy o tej wczesnej porze graniczy z cudem. Wstaliśmy więc wcześnie.

Pod pomnikiem złożyliśmy piękną wiązankę kwiatów z szarfami w narodowych barwach Polski i Niemiec oraz Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy.

Spod Kolumny Zygmunta startował nas Wiceminister Sportu Tomasz Jędrzejczak, ale zanim to nastąpiło, pięknie nas zmotywował swoim wystąpieniem. Jako wzorową inicjatywę dla stosunków polsko-niemieckich i ogólnoeuropejskich uznał Freedom Charity Run obecny tam przedstawiciel Ambasady Niemiec Lukas Wasilewski. W imieniu władz stolicy żegnała nas Katarzyna Klimek. Ze strony organizacji Lions nie tylko byli z nami koleżanki i koledzy z Warszawy, ale również Gubernator Zdzisław Ryszkowski, który specjalnie przyjechał  z Olsztyna. Biegł z nami pierwsze kilometry.

Prawdziwą ozdobą naszego biegającego teamu były dzieci z Olimpiad Specjalnych oraz ich organizatorzy Ernest, Piotr i Marcin towarzyszący nam równo 5 km.

Na tym kilometrze z wielkim żalem, żegnaliśmy także p. Kasię, przesympatyczną policjantkę na motocyklu. Osłaniała nas przy wyjeździe z Warszawy i tylko żal, że nie będzie jej z nami aż do samej Rygi J

Pogoda na bieg była dzisiaj super, no może, gdy biegliśmy w słońcu, było ciut za ciepło. W Niegowie czekało na nas ok. 20 biegaczy z KB Wyszków. Wraz z nimi naczelnik Wydziału Sportu Leszek Marszał. Grupa wesołych młodych osób, w tym 3 biegające dziewczyny Gosia, Kasia i Asia, która jako jedyna przebiegła już maraton(4:14). Pozostałe na razie planują. Gosia chyba wystartuje we wrześniu w Warszawie. Chłopcy szykują się „na Poznań”. Będzie ostro bo jeden z nich ­ – Paweł ma życiówkę 3:26, a drugi, też Paweł 3:01. Chce przebiec całą Koronę Polskich Maratonów poniżej trójki. Powodzenia!

Wyszków nie tylko biega ale ma wspaniałych włodarzy. Wiceburmistrz Aneta Kowalewska powitała nas serdecznie. Złożyliśmy potem wspólnie  wiązankę kwiatów pod pomnikiem Gloria Victis.

Teraz jesteśmy w rękach specjalisty od masażu sportowego. Ludwig poszedł na pierwszy ogień, następny do regeneracji jest Daniel. To dobrze bo jutro o 9.00 do współbiegania szykują się 2 szkoły! Będzie więc miłe towarzystwo. Napęd potrzebny, bo do Łomży czeka nas blisko stówka. Obiecaliśmy dobiec na 18.00.

 

Dzień 2.

4.09.2015, etap Wyszków-Łomża

W Wyszkowie spaliśmy baśniowo, dosłownie i w przenośni, bo hotel nazywał się „Baśniowy”. I taki rzeczywiście był.

Pomimo mżawki w szkole podstawowej nr 2 przy ul. Matejki (też 2) czekało na nas ok. 60 dzieci. Najpierw opowiedzieliśmy im o idei biegu, potem o zimnej gumie do żucia, która pęka jak ten nierozgrzany mięsień, więc oczywiście była rozgrzewka, a w końcu pan dyrektor dał sygnał startu i… wtedy dopiero zorientowaliśmy się, że zabrakło jednego zdania: „biegniemy z tą samą prędkością”. Dzieci wystrzeliły jak z procy zostawiając trójkę „wytrawnych” biegaczy (tak, tak – to o nas mowa 😉 daleko w tyle.

Biegli z nami blisko 2 km, a najwytrwalszymi byli Marcin, Michał, Miłosz, Karol, Kacper i trzech Kubusiów. Pożegnaliśmy wspaniałe dzieci z Wyszkowa oraz ich nauczycielkę wf p. Kasię i dalszy odcinek pobiegłem już tylko z „Pawłem 3:01”.

Mżawka zamieniła się w międzyczasie w deszcz, ale nie przeszkadzało nam to, bo z drogi asfaltowej wbiegaliśmy w piaszczystą drogę leśną, gdzie była przepięknie, a rozmowa z Pawłem bardzo interesująca. Dowiedziałem się m.in., że 4 lata temu sportu w ogóle nie miał w głowie, a waga reszty ciała wraz z jego głową było 4 x 4 kg wyższa.

Dzisiaj jest szczęśliwy ze swojego życia i poza celami sportowymi ma cele zawodowe i rodzinne. Warto było by zrobić badania, jak waga ciała wraz z głową jest odwrotnie
proporcjonalna do poziomu szczęścia tej właśnie głowy 🙂

W Łomży powitała nas p. Bernadeta Krynicka, Przewodnicząca Rady Miejskiej. Razem złożyliśmy piękną wiązankę pod pomnikiem jednego z największych Polaków naszych dziejów Jana Pawła II.

Pani Bernadeta piastuje poważne stanowisko, ale duch u niej sportowy. Obiecała nie tylko  nas jutro wystartować, ale i z nami pobiec. Wystartujemy spod ławeczki Hanki Bielickiej.

Zanim będzie start potrzebny był nam po tej długiej trasie relaks. Po tej „setce” trzeba było się zregenerować. Zadbał o to przedstawiciel miasta Józef Babiel. Zabrał nas na basen, saunę i do groty solnej. Mamy więc na jutro power. Nastrój w zespole fantastyczny. Szczególnie, że dowiedzieliśmy się, że pojutrze, na granicy polsko-litewskiej będą na nas czekały dzieci ze szkoły w Słobotce, aby razem przebiec polsko-litewską granicę przyjaźni.

Jutro 76 km, pora spać.

Oto kilka zdjęć z dzisiaj:

 

 

 

 

 

 

 

Dzień 3.

5.09.2015, etap Łomża-Prostki

Wieczór, jak wielu przewidziało – poza nami, bo my jesteśmy niepoprawnymi optymistami – skończył się totalną porażką. Zamiast uprawiać Łomżing przegraliśmy 1:3 z Niemcami. Ludwig i Tilman pocieszali nas jednak, że nasi grali baaardzo dobrze…

Rano pod ławeczką  Hanki Bielickiej w centrum Łomży czekała na nas p. Bernadeta Krynicka, ubrana już w koszulkę FCR 2015, wraz z kilkunastoma dziećmi ze szkoły podstawowej oraz Lucyną i Iwoną – nauczycielkami ze szkoły specjalnej. Dzieci towarzyszyły nam  „jedną” parę kilometrów, ale Bernadeta, Lucyna i Iwona blisko 10. Moje wspaniałe towarzyszki przebiegły już kiedyś swoją pierwszą dychę poniżej 1 godz. Może dzisiaj, po tym wspólnym biegu, przyśni się im maraton, a potem wyśni?

 Łomża – z Hanką Bielicką  i dziećmi tuż przed startem do Prostek

 Dzisiaj „tylko” 75 km. Śpimy w Prostkach, trochę incognito. Chcemy wypocząć przed Suwałkami, granicą z bratnią Litwą.

 Rozgrzewka przy Hance

Odzież Craft, w którą wyposażył nas Leszek Stelmach, szef firmy Sport Team, wyłącznego dystrybutora tej szwedzkiej marki sportowej, zdaje doskonale egzamin. Lekka, dobrze wentyluje, a przy tym jesteśmy widoczni z daleka. To ważne, bo często biegniemy poboczami dróg publicznych.

Nasze wsparcie w Łomży: Bernadeta i Józef z Mathiasem z supportu

 

Dzień 4.

 6.09.2015, etap Prostki-Suwałki

W Prostkach było wesoło, bo było wesele. Po trzecim dniu biegu, wiadomo krytycznym, mieliśmy zamiar wypocząć w zaciszy lasów, nad jeziorem Toczyłowo w Boguszach, w domkach kampingowych. Domki super, lasy super, jezioro też super, a najbardziej super było przyjęcie weselne, w którym braliśmy udział… leżąc w łóżkach. Kolejne hity i toasty weselne roznosiły się po jeziorze i lasach, i po… naszych domkach kampingowych do 4.45. 100 lat dla młodej pary 🙂

W Prostkach byliśmy incognito ale i tak namierzyli nas biegacze: Przemek (3:15) i Adam (3:30). Okazało się, że szukając nas po Prostkach zrobili 15 km i w końcu znaleźli nas pod kościołem, gdzie kończyliśmy wczoraj, a zaczynaliśmy trasę dzisiaj. Pobiegli więc jeszcze jedną piątkę w tę i drugą z powrotem, do Prostek.

Dzisiaj biegło się dużo lepiej niż wczoraj. Niewiele wzniesień, lekkie słońce, może jedynie wiatr ciut zbyt mocny. Koło Sypitek trafiliśmy na cmentarz żołnierzy niemieckich  z czasów I Wojny Światowej z 1914 r. Byliśmy pod wrażeniem jak gmina Kalinowo, będąca opiekunem cmentarza, dba o niego. To budujące, że dbamy nie tylko o swoich przodków,  ale pielęgnujemy groby obcych, choćby nawet naszych przeciwników.

Daniel biegł na ostatniej zmianie. W Poddubówku dołączyło do niego ok. 20 biegaczy z Suwałk, a przy Zalewie Arkadia kolejnych 50 dzieci. Większość była sama, w tym 3 dziewczyny w wieku mojej wnuczki (12 l.), dwie Natalie i Klaudia. Jedno, 5-letnie, było ze swoją mamą Anią, i to jaką mamą! Brzdąc siedział jej przez ostatnie 2 km na plecach. Ania zasuwała razem z nami. Na mecie powiedziała nam, że to jej 3. maraton rodzinny. Aniu gratulacje kondycji i pomysłu na spędzenie niedzielnego popołudnia z synem!

Całą zgrają dobiegliśmy do rynku, wraz z Kamilem Klimkiem, dyrektorem OSiR-u, który wspaniale cały etap w Suwałkach zorganizował. Na mecie czekali na nas Prezydent Suwałk Czesław Renkiewicz oraz mistrz nad mistrze – zdobywca pierwszego złotego medalu na zimowych igrzyskach olimpijskich Wojciech Fortuna.

Każdy etap, każde miasto jest w swoim rodzaju, ale suwalski „biegun zimna” zaskoczył nas swoją temperaturą uczuć. Aż „strach pomyśleć”, ile stopni będzie w Suwałkach kiedy jutro będziemy się żegnać 🙂

Ludwig przyjechał w środę do Warszawy pełen czarnych myśli. Nie biegał przez ostatnie 3 tygodnie z powodu bólu Achillesa, a jego terapeuci przepisali, poza porcją zabiegów, specjalne wkładki pod pięty, aby te jego Achillesy amortyzowały. Niewiele pomagały, aż do masażu w Wyszkowie, który zrobił Michał Mielcarz. Zidentyfikował szybko problem, ścięgno i łydkę w specjalny sposób wymasował, a te super wkładki zalecił… wyrzucić. Pomogło natychmiast. Teraz Ludwig nie dość, że biegnie jeszcze szybciej (zawsze nas z Danielem zostawiał w tyle), to co 10. krok błogosławi Michała. Dzięki Michał – jesteś świetny!

 

Dzień 5.

7.09.2015, etap Suwałki-Mariampol

W nocy nie było wesela – uff, tylko czemu ta noc taka krótka? Chyba czujemy już te 300 km w nogach, bo po 7 godzinach snu obudziliśmy się niedospani. Gdy przyjechaliśmy na miejsce startu, pod pomnik Marii Konopnickiej, tam gdzie wczoraj składaliśmy wspólnie kwiaty, czekało na nas, mimo mżawki, kilkadziesiąt dzieci, a kolejne nadciągały. Na znak startu, tym razem danego przez dyrektora Borysewicza, ruszyła z nami ponad setka dzieci. Żegnaliśmy wzruszeni gościnne Suwałki i nawet niebo płakało racząc nas coraz gęstszymi odpadami.

Start Suwałki

Start Suwałki

Tradycyjnie ruszyłem na pierwszą zmianę. Po pierwszych kilometrach, które biegliśmy z dziećmi, pozostali ze mną Bożena i Jarek. Oboje z maratońskim doświadczeniem. Bożena biega od 15 lat codziennie. Jarek zaliczył już kilka maratonów, teraz mierzy się z triatlonami. Niedawno zrobił Ironmana w okolicach 12 godzin. Bożena biegła Maraton Warszawski. Gdy spytałem o czas odpowiedziała mądrze: „Czas się nie liczy”. Całkowicie się z nią zgadzam, „byle dobiec”- to nasza dewiza. Maraton to bezkrwawa, nie licząc pęcherzy i odbitych paznokci, walka  nas  samych ze sobą.

Do granicy trasa pofalowana up and down i wiatr w mordę. Byłem szczęśliwy, gdy Daniel po 20 km mojego odcinka mnie zmienił. Granicę przebiegaliśmy wszyscy razem, wraz z kilkudziesięcioma dziećmi z Zespołu Szkół w Słobudce. Kiedy dobiegaliśmy do granicy już czekały w autobusie. Tuż przed granicą dołączył do nas Linas, gubernator Lions z Litwy. Będzie już z nami biegł do samego końca.

W kierunku granicy

Granicę przebiegliśmy trzymając w rękach flagi UE i trzech państw: Litwy, Niemiec i Polski. Na granicy bracia Litwini zgotowali nam wspaniałe powitanie. Czekała na nas orkiestra litewska oraz władze miasta Kalwarjia. Były wspólne śpiewy i tańce. Najchętniej byśmy  tam zostali…

Na granicy

Już Litwa

 

Już na Litwie kilka dobrych kilometrów pociągnął jeszcze Daniel, a potem z litewską młodzieżą i Linasem do Kalwarji i Marijampole pobiegł Ludwig. W Kalwarji przystanęliśmy pod pomnikiem Litewskiej Pogoni, złożyliśmy kwiaty w kolorach naszych flag, a następnie pogalopowaliśmy dalej. Pogalopowaliśmy to dobre określenie, bo dzieci litewskie, które z nami biegły, okazały się profesjonalistami. 13-latki, które biegają kilometr w 3.30! Strach pomyśleć, co będzie jak dorosną 🙂

 Meta w Mariampole

Dobiegliśmy w towarzystwie tych „urodzonych biegaczy” do Marijampole. A właściwie dobiegł Ludwig, bo ani Daniel, ani ja nie wytrzymalibyśmy tego morderczego tempa przez tyle kilometrów. Cieszyliśmy się, że nasze odcinki wypadły wcześniej. Władze miasta podjęły nas bardzo uroczyście. Wspólnie złożyliśmy wiązanki w narodowych barwach pod pomnikiem 1000-lecia państwowości Litwy (1009-2009), a wieczorem spotkaliśmy się z klubem Lions. Serdeczna atmosfera udzieliła się nam wszystkim.

Minął dzisiaj 5. dzień, a więc to półmetek. Przebiegliśmy 365 km co stanowi 52% trasy. Teraz będzie już „z górki”. Przed sobą mamy trzy etapy po ok. 60 km, a na koniec dwie kolubryny: 88 i 75 km. Proste, prawda? Nastroje dobre, choć zmęczeni. Na szczęście kontuzje (tfu, tfu, tfu) nas omijają. Jutro Kowno.

 

Dzień 6.

8.09.2015, etap Mariampole-Kowno

Tfuuuuuu, tfuuuuuu i jeszcze raz TFU!!! Za mało było wczoraj „tfu” i teraz w środku będzie pusto…

Z centralnego placu w Mariampole ruszyliśmy tuż po 9.00 żegnani przez prezydenta miasta i lokalny klub Lions z prezydentem Egidujusem Pudžiemisem. Jak zwykle towarzyszyła nam młodzież ze szkół sportowych: Gabriele, Diamonda, Eryk, Darius i Roland. Wszyscy młodzi i wysportowani. Widać było, że aż się rwą do sprintu. Baaardzo ich prosiłem, żeby wytrzymali choć kilometr z nami, by biegli naszym tempem 9-10 km/godz. Co innego przecież mieć 14-15 lat i biec 5 km, a co innego być po 60-tce i biec ich aż 700! 😉

Ruszyliśmy więc delikatnie i… jepss – Daniel leży!!! Nie zauważył krawężnika, krzywo stąpną i nagle wstrząsnął nami głośny krzyk: Aaałłłaaa!!! Nie wyglądało groźnie dopóki nie zobaczyliśmy jego stopy. Obok kostki śliwa gigant.

Nasi znajomi z Litwy są z nami. Gintautas, dyrektor szkół sportowych skąd biegająca młodzież, zaoferował że pojedzie z Danielem do szpitala. Z Danielem jedzie także Matthias.

My z Ludwigiem ruszamy więc na trasę. Czekamy na telefon, zobaczymy co powie lekarz i zadecydujemy co dalej. Chwilę po tym jak skończyłem biec swój odcinek  Daniel zadzwonił – złamania nie ma, ale założono gips i ma zakaz stąpania na tę stopę przez 2 tygodnie. Krótka narada – biegniemy dalej z Ludwigiem, każdy swój odcinek, odcinek w środku zostanie pusty. Obiecaliśmy sobie, że każdy z nas „dead or alive” przebiegnie 1/3 dystansu. Umowa nie przewidywała kontuzji. Połowę trasy więc udało się wg zasad, reszta wg sumienia.

Daniel niepocieszony wraca dzisiaj autobusem do Poznania. „Nawet auta nie mogę prowadzić i co, jeszcze mam was obciążać noszeniem mojego bagażu?”- nie można odmówić Danielowi racji. Oj, serce się nam wszystkim kroi – z Danielem na czele. Lepiej jednak niech jego stopę obejrzą nasi specjaliści. Chcielibyśmy przecież z Danielem pobiec Freedom Charity Run w roku 2016!

Na mały komentarz zasługuje eskorta litewskiej policji. Biegliśmy z Mariampole ruchliwą drogą do Kowna. Nie była aż tak niebezpieczna jak z Suwałk do granicy, gdzie naliczyłem 653 samochody pędzące naprzeciw, z czego połowa to były ciężkie TIR-y. Teraz mijały nas kolejne setki, które albo na nas pędziły, albo nas wyprzedzały. Remigijus i Audrius cierpliwie konwojowali nas przez 20 km. Czuliśmy się bezpiecznie 🙂

10 km przed Kaunas  dołączyli do nas biegacze z lokalnego klubu. Biegł z nimi Ludwig i Linas. Ja po swojej szychcie na początku biegu dołączyłem do nich tradycyjnie na 2 km przed metą. Wśród naszych co-runnersów był Gediminas, szef Wydziału Sportu i Turystyki. Na centralnym placu Kowna przywitały nas władze miasta, a następnie złożyliśmy kwiaty pod pomnikiem Romasa Kalanty, który podpalił się w proteście przeciwko zniewoleniu.

Wieczorem zjedliśmy kolacje z Lions klubem z Kowna i zrodził się pewien pomysł. Tak świetny, że aż boję się o nim napisać. Może lepiej jutro?

 

Dzień 7.

9.09.2015, etap: Kaunas – Kėdainiai (Kowno – Kiejdany)

NIE BĘDZIE PUSTEGO ŚRODKA !!!

Wczoraj przy kolacji rozmawialiśmy o pechu Daniela. Było nam przykro, że nasz team został zdekompletowany, a najbardziej żal nam było Daniela, który co chwilę to dzwonił z autobusu wiozącego go do Polski, to wysyłał smsy.

 Start w Kownie – w środku Gediminas

I tak bracia Litwini pomogli nam zapełnić pusty środek

Obok mnie przy stole siedział dyrektor  Wydziału Sportu i Turystyki Gediminas Vasiliauskas. W trakcie dyskusji o Danielu powstał pomysł, aby nasi przyjaciele Litwini wypełnili jego odcinek. Gediminas zaoferował początkowo, że pobiegnie z nami z Kowna 10 km, a potem może zastąpi go ktoś inny. Ale nie dość, że pobiegł całą część Daniela, pełne 20 km, to jeszcze tyle samo pobiegli Rimantas, Vidamtas, Aruna i Romualdas.

Jutro z Kiejdan następny pełny etap, bo znów pobiegnie z nami Vidamtas Dobrovolskas. Ostanie 2 najdłuższe etapy z Poniewieża do Bauska (88 km) oraz z Bauska do Rygi (75 km) będzie biegł z nami, a konkretnie „odcinek Daniela” gubernator Lionów litewskich Linas Slušnys. Pełne pokrycie biegu FCR zapewniają więc już nie tylko biegacze z Polski i Niemiec ale również biegacze lokalni. Przypadkiem, dzięki przykremu wypadkowi Daniela (sorry Daniel, ale dzięki), odkryliśmy nową, ciekawą regułę. W kolejnych państwach, a może także i miastach gdzie będzie odbywać się bieg, będziemy do przebiegnięcia pełnego odcinka zawsze zapraszać lokalnego biegacza lub biegaczy – liczba dowolna. A może na ostatni odcinek na Łotwie też uda nam się kogoś zaprosić, tym razem z Łotwy?

Po jednym dniu przerwy Freedom Charity Run 2015 znów jest więc w pełni „obstawiony”!!!

Pokrycie biegu było nie tylko na odcinku Daniela. 10 kilometrów przed Kiejdanami czekała na nas gromada dzieci z pastgubernatorem Rimantasem Miseviciusem. Powitano nas energetycznym napojem, a śliczne litewskie dziewczęta śpiewały narodowe pieśni. Ruszyliśmy dalej, choć bez wielkiego entuzjazmu i po 5 km znów czekała setka dzieci. Wśród nich trzy członkinie żeńskiego klubu LC Kèdainiai – brawo dziewczyny. Cały tłum biegaczy punkt 17.00 zameldował się przed budynkiem władz miasta. Powitano nas tam chlebem i solą, i… cheerleaderkami. Na gmachu wisiał transparent Freedom Chrity Run 2015, z tym że trasa Warszawa – Kauans – Riga została zmodernizowana na Warszawa – Kaunas – Kèdainiai – Riga, co prawdą przecież jest 😉

 Ludwig w podskokach – 10 km do Kiejdan

 Na granicy miasta: hallo, hallo – to nie wyścigi, biegniemy razem, z tą samą prędkością, w tym samym kierunku

Kiejdany – znane głównie z „Potopu” Henryka Sienkiewicza – dotąd kojarzyły się nam z rozterkami Kmicica i zdradziecką polityką Janusza Radziwiłła. Nieomal dokładnie 360 lat temu, ów kasztelan wileński zawarł bowiem haniebny układ z Karolem X Gustawem, w którym uznawał protektorat Szwecji nad Litwą. Było to de facto zerwaniem unii Polsko- Litewskiej. Radziwiłł zmarł zresztą tego samego roku w Tykocinie, obleganym wówczas przez wojska Jana Kazimierza. Kto widział „Potop” pamięta zapewne jego śmiertelne męki w ogniu armat.

 10 km przed metą – witani chlebem, solą, napojem energetycznym i serem domowej roboty

Od terazKiejdany będą się kojarzyć nam wszystkim z tym co najlepsze: gościnnością, serdecznością i przyjaźnią ponad granicami.

Najpiękniejsze dziewczyny Kiejdan

 

Dzień 8.

10.09.2015, etap: Kėdainiai – Ponevėžys (Kiejdany-Poniewież)

Ludwig wstał dzisiaj ze skwaszoną miną. Obraził się, czy co? A było w ogóle o co??? Nic z tych rzeczy – ząb! Doskwierał mu już wcześniej, ale Ludwig – twardy zawodnik, nie pisnął o tym ani słówkiem. Dzisiaj miarka się przebrała. Sygita, szefowa LC Kėdainiai, umówiła mu po biegu wizytę u stomatologa, ale do wieczora musi biec na środkach przeciwbólowych.

Rozgrzewka przed porannym biegiem

Do startu, gotowi, hop! W środku Vidamtas

Vidamtas Dobrovolskas stawił się na starcie, jak nam obiecał. Przyjechał do Kiejdan specjalnie z Kowna. W towarzystwie kilkudziesięciu dzieciaków i młodzieży z Kiejdan ruszyliśmy do biegu. Młodzi towarzyszyli nam dwa kilometry. Mieli przykazanie – nie wolno wyprzedzać „zielonych”. Jakoś im się to udało, chociaż z najwyższym trudem. Te 2 km cały czas  czuliśmy ich oddech na plecach, a ten oddech mówił: „szybciej, szybciej, szybciej!”.

W drodze do Poniewieża

Vidamtas pobiegł pierwszą 20-tkę tempem 4:30/km, potem ja, „tylko” ździebko wolniej. Trzeci biegnie Ludwig. Niby taki sam, ale twarz jakby bardziej wykrzywiona, niż rano 😉

 Do mety dojechali z nami też  rowerzyści

Siedem kilometrów przed metą czekają dzieci i rowerzyści oraz policja. Będzie bezpiecznie. Wraz z Rimantasem dołączamy się 2 km przed metą. Z nami rusza Sigida. Sigida biegnie z  towarzyszącym jej partnerem pod rękę – jest niewidoma. Brała udział w kilku paraolimpiadach. Jest rekordzistką świata na 1,5 i 5 km. Biegnie z wyrozumiałością dla tych setek kilometrów, które mamy w nogach. Opowiadam jej moje doświadczenia z zeszłorocznego biegu na Antarktydzie. Wraz z nami biegł niewidomy z RPA Ernest Hein. Przybiegłem wtedy na metę ledwie 5 minut przed nim…

 We Run We Serve w Poniewieżu

Z lewej Rimantas, w środku Sigida

Na mecie czeka na nas wicemer, bo… mer jest w Niemczech 😉 Miła uroczystość, po której składamy kwiaty po pomnikiem Aleksandra Jagiellończyka, wnuka Władysława Jagiełły,  Wielkiego Księcia Litwy, a w latach 1501-1506 także króla Polski. Po jego przedwczesnej śmierci koronę Polski włożył jego młodszy brat Zygmunt Stary. Co ciekawe, to właśnie ów Aleksander założył Poniewież, a działo się to dokładnie 502 lata i 3 dni temu.

Z Danielem rozmawiam codziennie. Wkręcił się w wir zajęć codziennych i nie ma czasu pójść do lekarza. Obiecał, że pójdzie jutro. Wczoraj obiecywał to samo…

Pod pomnikiem Aleksandra Jagiellończyka

Z Ludwigiem kiepsko. Ma zapalenie zęba i albo mu ten ząb rozwiercą, albo musi wziąć antybiotyk. Jak łatwo się domyślić wybrał to drugie. Kto z was biegł kiedyś na antybiotyku 30 km? Jeśli nikt, to Ludwig będzie pierwszy! Nie chce słyszeć o taryfie ulgowej.

Jeszcze tylko 2 dni. Jutro 88, pojutrze 75 km. Tfu, tfu tfu i jeszcze raz TFUUUUUU!!!

 

Dzień 9.

11.09.2015 r., etap:

TFU pomogło (a może to antybiotyk pomógł?. Ludwig czuje się nieco lepiej, choć życie z niego jakby uszło. Mimo tego broni swego odcinka jak lew: „Przebiegnę cały” – zadeklarował. „Może nieco wolniej niż 12km/godz” – jak to ma w zwyczaju. Pobiegł – dobiegł, znów swoim tempem.

Po wspólnym tradycyjnym starcie Linas rozpoczął z dwoma kolegami litewską zmianę, potem biegł już sam. Trochę się mu pomyliło i zamiast 28 km pobiegł o 1 km więcej. Może nie zdążył wyhamować? 😉 Biegł tempem poniżej 5 min/km. Ja się jakoś przeczołgałem przez moje 28 km z szybkością ledwie 9 km/godz.

Po drodze widoki rewelacyjne: lasy, pola, zagajniki, ule (kupiłem za 20 euro 5 litrów miodu). Widziałem też baaardzo urodziwe… krowy 😉 Każdą pozdrawiałem głośnym „muuu”, ale tylko jedna z nich znała język polski i „odmuuuowała” mi 😉 Zrobiła to co prawda z pewnym opóźnieniem, bo usłyszałem jej „muuu” gdy byłem już na zakręcie, ale mimo wszystko przyjemnie było pogadać z litewską „milką”.

Tuż przed granicą ruszył Ludwig. Na granicy czekał na nas Zigurds i z flagami, tym razem już 4 krajów oraz flagą EU, przekroczyliśmy kolejną granicę. Tuż za nią czekało na nas kilkanaścioro dzieci ze szkoły sportowej. Wśród nich był Robert, mistrz Rygi juniorów w rzucie oszczepem (70,66 m). Potem dołączyła do nas kolejna grupa dzieci, a potem jeszcze następna. Wraz z Zigurdsem czekaliśmy na wszystkich 2 km  przed metą i znów, tłumnie, przebiegliśmy pod dmuchaną bramą skandując „We Run We Serve”.

 

No to jeszcze jedno TFU na koniec, na jutro, na ostatnie 75 km. Pozostało nam tylko 11%…

 

Dzień 10.

12.09.2015, etap: Bauska – Ryga

Na rynku czekała na nas grupa młodzieży oraz Salvis Brasavs (maraton 2:55:05). Wystartowaliśmy dokładnie o 9:00. Początkowo zdziwiłem się, gdy ruszyliśmy tylko w czwórkę: Salvis z jednym przedstawicielem łotewskiej młodzieży oraz ja z Ludwigiem. Miałem nadzieję, że wystartujemy całą grupą. Po 5 km z minibusa wyskoczyła jednak następna osoba, a ta która zaczęła bieg wskoczyła do niego. Wtedy zrozumiałem, że litewscy Lionsi z Valmiery postanowili przebiec „odcinek Daniela”, ale nie jednym biegaczem, ale z towarzyszącą sztafetą. Młodzi zmieniali się co 5 km, a Salvis dostosowywał tempo do możliwości konkretnego współbiegacza.

Biegniemy Via Baltica, główną drogą do Tallina. Towarzyszą nam dwa policyjne radiowozy na sygnale. Co tu ukrywać, „trochę” tę trasę blokujemy. Po prawdzie zablokowaliśmy ją dokumentnie. Całe szczęście dziś sobota, więc ruch mniejszy.

Reinis chce zostać komandosem. Ma 19 lat, jest rosły, wysportowany, biegł już 10 km z Salvisem. Gdy zaczynam swój odcinek również dołącza do mnie, planuje przebiec 5 km, ale biegnie aż 15! Nigdy nie przebiegł więcej niż 15, więc gdy dodamy 2 km na koniec, kiedy planujemy biec wszyscy razem, nazbierało się ich aż 27! Biegnie też z nami Elizabete. Też pobiła dzisiaj swój życiowy rekord kilometrażu – dotychczas wynosił 5, teraz – jak dodamy wszystkie odcinki – będzie równe 10 km. Elizabete studiuje medycynę. Chce zostać ginekologiem. Terēze będzie organizować imprezy, a może zostanie kiedyś ministrem kultury? Studiuje zarządzanie zasobami kultury. Chce pojechać na Erasmusa do Włoch. Ze mną biegnie 2 km. Biegła też „swoje” z Savisem i Ludwigiem.

W Kekava – 18 km przed Rygą – czeka na nas Andris Peterson, Lion z Rygi, którego poznałem w lutym jako pierwszego z Łotwy. Przyleciałem wtedy do Rygi na rekonesans. Dołączają do nas co rusz kolejni biegacze. Jest też mama z dwójką dzieci. Wyczytała o nas w gazecie łotewskiej. „Pisali, że dzieci startują za darmo” – mówi. „Za darmo, za darmo”- upewniam ją. „Jeszcze na pamiątkę koszulki dostaną”. Daję więc im najmniejsze jakie mamy koszulki rozmiaru S. Młodsza dziewczynka po założeniu wygląda jak w sukience, bo sięga jej aż do kostek.

Dobiegamy do tablicy Ryga. To już? Jeszcze nie! Jeszcze 5 km. Tuż za tablicą ogromne litery. Nie ma wątpliwości, że nasz cel jest na wyciągnięcie ręki, a właściwie nogi. Wyciągamy więc te nogi, choć z tym coraz trudniej. Dobiegamy do liter i urządzamy tam taniec godowy. Włazimy w te litery, obiegamy je, cieszymy się jak te dzieci, które z nami biegną.

Zbliżamy się do stacji benzynowej Neste, gdzie mają na nas czekać Estończycy. Stacja jest, ale po Estończykach ani śladu. Jest Dieter. Dieter jest z Augsburga. Zigurds spotkał Dietra na ulicy. Jest przypadkowo w Rydze. O biegu przeczytał w gazecie i nagle zobaczył Zigurdsa w koszulce – no i Dieter do nas dołączył.

Trzeba ruszać. Przyjechał Valentin, z Kijowa, zdążył. „Trzeba dzwonić do Heikki, szefa Lionów z Estonii”- dochodzę do genialnej konkluzji. Zigurds dzwoni. Okazuje się, że są po drugiej stronie ogromnego ronda. „Trzeba wjechać na rondo”- podpowiada Zigurds. Są, widzimy ich, machamy, jesteśmy razem.

Przed National Library, gdzie mieściła się siedziba UE podczas prezydencji Łotwy, czeka na nas przedstawiciel rządu Łotwy, minister obrony Raimonds Bergmanis. Minister Bergmanis to barwna postać – osobisty przyjaciel Schwarzenegera, jego najmłodszy syn nosi imię Arnold. A minister jest olimpijczykiem – podnosił ciężary i niósł flagę Łotwy podczas prezentacji ekip w 1992 roku w Barcelonie.

Uroczystość miała charakter oficjalny, ale przy tym bardzo serdeczny. Przemawiali, na szczęście krótko, przedstawiciele wszystkich 6 krajów, współorganizatorów FCR 2015. Zaraz po niej pojechaliśmy pod Pomnik Niepodległości, gdzie złożyliśmy przepiękny wieniec z szarfami w kolorze flag 6 narodów i symbolami FCR 2015. Łza mi się w oku zakręciła…

 

 

 

 

Czyżby to już koniec? 10 dni wysiłku i… poważnej logistyki. Dziękujemy nieocenionemu Mercedesowi Cito. Wiózł nas przez drogi i bezdroża wypełniony po brzegi kartonami z blisko tysiącem T-shirtów, flagami, ulotkami, napojami, dyplomami i naszymi bagażami. Mercedesa drugi rok z rzędu udostępnił nam Mercedes – Benz Duda Cars. Doskonale biegło nam się w odzieży sportowej Craft, a skarpetki do biegania na żadnej z naszych stóp nie pozostawiły nawet minimalnego odcisku – rewela! Ten bieg nie odbyłby się, gdyby nie pomoc i wsparcie w kolejnych miastach, które przemierzaliśmy: Warszawy, Wyszkowa, Łomży, Suwałk, Mariampola, Kowna, Kiejdan, Poniewieża, Bauskas i Rygi. Nie byłoby go, gdyby nie Linas na Litwie, Zigurds na Łotwie i Heikki w Estonii.

Niezwykle wysokiej rangi nadały FCR 2015 patronaty Lecha Wałęsy, Valdasa Adamkusa, Vaira Vike Freibergi oraz Ambasadora Niemiec w Polsce Rolfa Nickla.

Zrealizowaliśmy właśnie, choć nie było momentami łatwo, dopiero 50% naszego celu. Zbliżyliśmy nasze narody, pokazaliśmy wolną Europę „bez granic”, gdzie na umownej linii granicznej nie czyha na turystę uzbrojony żołnierz z psem, a czeka orkiestra, przy której można z sąsiadką z zaprzyjaźnionego państwa po prostu zatańczyć…

Drugie 50% to charytatywny cel biegu – pomoc dzieciom chorym na raka na Łotwie i biednym dzieciom na Ukrainie. Prosimy wszystkich, do których dotrze ta wiadomość o rozważenie sprawy wsparcia właśnie tych dzieci. „Sprzedajemy” kilometry tej 700-kilometrowej trasy, którą właśnie przebiegliśmy 1 km = 100 euro (można się składać). Obiecujemy informację na www i we wszystkich materiałach oficjalnych biegu. Jeśli ktoś nie dysponuje takim budżetem proszę wpłacać dowolną kwotę – będziemy wdzięczni w imieniu tych dzieci, że nasz 700-kilometrowy trud nie poszedł w 50% na marne.

Okręg 121 Polska
Stowarzyszenie Klubów Lions
ul. Krzyżowa 7/1
61-545 Poznań

Darczyńców proszę o napisaniu celu darowizny -„FCR 2015”

Numery kont dla rożnych walut:
PLN  84 1600 1084 0004 0503 6264 6196
Euro 29 1600 1084 0004 0503 6264 6022
USD  56 1600 1084 0004 0503 6264 6021

W imieniu dzieci na Łotwie i Ukrainie z góry dziękujemy:-)
Daniel, Ludwig i Mariusz

Może jeszcze gdzieś kiedyś pobiegniemy 🙂

We Run We Serve!!!

 

 

 

 

 

 

2 Komentarzy “Freedom Charity Run 2015 – dzień po dniu…

  1. Nie podoba mi się to, że mam Biegiem przez życie kilka miesięcy a nadal nie ma filmów wszystkich na stronie. Gdyby z książką była płyta DVD nie byłoby tego problemu.

    • Ja też czekam na nie z utęsknieniem, bo filmy o kontuzjach ma przygotować klinika ORTOREH, która – z różnych powodów – jeszcze mi ich nie przekazała w takiej formie, w jakiej je w książce opisała. Obiecano mi, że we wrześniu będą gotowe. Przepraszam więc i mam nadzieję, że lada dzień będą już w komplecie.

Skomentuj Anka Anuluj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

You may use these HTML tags and attributes:

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>