Blog

Pireneje francuskie: Zdobywanie Pirenejów AD 2009

Warszawiak Marek HOJDA napisał do mnie: „Jurek – przesyłam Ci parę fotek i relację z 16-kilometrowego podbiegu w Pirenejach.” Marek od kilku lat biega pod moim okiem i chociaż tak długi podbieg nie jest standardowym elementem treningu metodą Skarżyńskiego, to wcale nie znaczy, że jest zabroniony! 🙂

7 lipca porzuciłem na jeden dzień moich górskich kompanów i ze schroniska (na zdjęciu między autobusem a szczytem tej wysokiej góry) położonego na wysokości 2 200 m npm zbiegłem 200 m niżej do przystanku autobusowego.

Najbliższa miejscowość Benasque leżała 16 km dalej i 900 m niżej od przystanku. Ponieważ chciałem oszczędzać kolana, które przy zbiegach mocno mogły dostać w kość (dosłownie), postanowiłem zjechać busem do Benasque i wykonać 17-kilometrowy podbieg z powrotem do jeziorka powyżej schroniska, gdzie rozbity był mój namiot.

Pogoda – jak widać na załączonym obrazku – była wyśmienita, ale było gorąco, ok. 32 stopnie. Pocieszałem się tylko, że wraz ze zwiększającą się wysokością spada temperatura (co 100 m w pionie średnio o 0,6 stopnia). Moją radość delikatnie tłumiła świadomość tego, że wraz z temperaturą spada również zawartość tlenu w powietrzu. W Benasque ciśnienie wynosiło tylko 887 hPA. Pomyślałem jednak, że nie ma co kwękać, w końcu Haile trenuje na 3000 m, gdzie ciśnienie wynosi ok. 700 hPa. Żwawo ruszyłem więc pod górę zostawiając w tyle zabudowania hiszpańskiego Zakopanego.

Po drodze starałem się chłodzić i nawadniać w liczych wodospadach przydrożnych.

W pewnym momencie natknąłem się na znak, że moja droga się kończy. No coż, było ciężko, pot zalewał mi oczy i przeoczyłem skrzyżowanie. Właściwa droga wiodła niżej. Po krótkim namyśle czy cofać się do rozgałęzienia dróg podjąłem decyzję, że kamiennym i trochę niebezpiecznym zboczem zejdę w dół do właściwej drogi.

Po 2 godzinach dotarłem ponownie do przystanku autobusowego, skąd czekało mnie ponad 200 m ostrego podbiegu do namiotu. Niestety – jak widać na zdjęciu – dobra pogoda się skończyła. Chwilę po rozpoczęciu ostatniego etapu mojego treningu rozpętała się burza i spadł grad. Bieg pod górę był niemożliwy, bo ścieżką płynęła rzeka, a ja musiałem lawirować skacząc po kamieniach, żeby nie brodzić w wodzie do kostek. Burzę potraktowałem jako wygodne usprawiedliwienie, bo szczerze mówiąc po 16 km podbiegu i pokonaniu 900 m różnicy wysokości byłem tak zmęczony, że nie wiem czy byłbym w stanie pokonać biegiem ten ostatni odcinek.

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

You may use these HTML tags and attributes:

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>