Blog

PRZEMYŚL-ana podróż na koniec Polski

Leciałem do Przemyśla, na drugi koniec Polski, na zaproszenie właścicieli nowo otwartego sklepu „SZAFA BIEGACZA” – Marka i Tomka, maratończyków, rzecz jasna. W programie były warsztaty obejmujące ponadtrzygodzinny wykład (w sobotę wieczorem) oraz dwugodzinne zajęcia praktyczne w terenie (w niedzielę do południa).  Gdyby starczyło czasu, chętnie zwiedziłbym twierdzę Przemyśl, bo lecieć po przekątnej Polski tylko na zajęcia biegowe, to żal przy tej okazji czegoś nie zobaczyć – rzuciłem nieśmiało Markowi. A Przemyśl kojarzył mi się dotąd z… klubem CZUWAJ (biegał w nim mój rywal i kolega z tras biegowych – Rysiek KRUKAR, choć mieszkał w podkrośnieńskiej Klimkówce), rzeką Sanem i twierdzą właśnie.

Sobotni wykład zleciał jak z bicza strzelił. Nawet zapomniałem zrobić kilka pamiątkowych zdjęć. Za to w niedzielę sobie poużywałem. Fajna pogoda, fajne klimaty, fajni ludzie, fajne miasto… – to się pamięta, ale zdjęcia będą trwalsze 😉

 

Na przemyskim rynku ławeczka ze Szwejkiem – symbolem wojskowego, którego armia stacjonowała w dawnym Przemyślu.

 

 

 

 

 

 Rogrzewkowy trucht nad Sanem…

 Potem GR…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Przy pomniku Orląt Przemyskich poległych za Ojczyznę.

 

 

 W parku był trening siły biegowej.

 

 

  A na zakończenie – w „SZAFIE BIEGACZA” – zestaw ćwiczeń GS.

 

 Skończyliśmy przed południem, samolot miałem z Rzeszowa dopiero o 17:55, więc był czas na twierdzę Przemyśl. Okazało się, że – wbrew moim wyobrażeniom – nie jest to jeden obiekt, ale całe kompleksy fortów okalających to miasto, budowanych przez Austro-Węgrów w drugiej połowie XIX wieku dla obrony (Polski i Europy)  przed Rosjanami. Bo aby do nas mogli wejść musieli przeprowadzić swoje wojska przez Przemyśl właśnie! Nie było innej drogi! Stąd cały rejon umocnień, fortów i szańców, które miały nas bronić.

Zanim jednak Marek zawiózł mnie do jednego z wielu fortów (zewnętrzny pierścień wokół miasta miał 45 km długości i składał się kiedyś z 35 fortów, a był też pierścień wewnętrzny z 8 fortami, 9 bateriami i 18 szańcami!), stanąłem na samej granicy Polski z Ukrainą. Potem okazało się, że taka sweetfocia kosztuje zwykle 100 zł (kary), bo obowiązuje zakaz wchodzenia na pas ziemi granicznej. Tylko dzięki znajomościom Marka nam (mi!) się upiekło – straż graniczna, która szybko się tu pojawiła, zrezygnowała z nałożenia kary. Marek wyjaśnił, że jestem trenerem, który przyleciał do Przemyśla w celach szkoleniowych, ale i – przy okazji – chciał zobaczyć umocnienia twierdzy Przemyśl. Wystarczyło na usprawiedliwienie 😉

 Szkic fortów wokół Przemyśla…

 Obejrzeliśmy ruiny fortu Salis Soglio – leżącego na wschód od Przemyśla, na samej granicy z Ukrainą.

 

 

Fort często odwiedzają wycieczki z Węgier, bo tu – podczas walk I wojny światowej – walczyli i ginęli żołnierze z Austro-Węgier.

 

 Czasu starczyło także na mały objazd miasta. Tu – z Markiem – przy przemyskim wyciągu narciarskim.

 

 

 No i spotkaliśmy spacerującego Szwejka z kamratem. Dałem im na piwo, bo pogoda była piwna 😉

To był faaajny wyjazd 🙂

 

 

 

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

You may use these HTML tags and attributes:

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>