Blog

Krystian Stypuła na Florydzie – cz. 2

 

 

Jurek,

to kolejna relacja z Florydy, z drugiego (i ostatniego) startu tu na 5 km. Tym razem bieg „podpiął” się pod tradycyjną paradę w Bradenton (http://www.bradenton.com/2011/04/30/3156652/photo-gallery-desoto-grand-para de.html#http://media.bradenton.com/smedia/2011/04/30/22/0501_BRLO_parade_5lo
.standalone.prod_affiliate.69.jpg), a raczej ją otwierał. Start zaplanowano na 18:30 (ostatecznie strzał był o 18:20) wzdłuż trasy parady. Na drodze setki (tysiące) mieszkańców w wygodnych fotelikach, grillujących i popijających piwem, a tu trzeba było trochę pobiegać 🙂 Temperatura ok. 26-28 stopni Celsjusza, na szczęście wilgotność nie podbijała uczucia gorąca.

Bieg reklamowano jako okazję do sprawdzenia się przed maratonem w Bostonie (sic! następny za rok), ze względu na trasę typu „point to point” – czyli start usytuowany gdzie indziej niż meta. Rzeczywiście, biuro zawodów znajdowało się przy budynku miejscowego kuratorium, gdzie usytuowano też metę. Stąd autobusy szkolne (takie ichnie gimbusy) odwoziły zawodników na start. Wszystko sprawnie, bez nerwów i tłoku. Start zaplanowano na boisku miejscowej szkoły wyższej, gdzie po przebiegnięciu rundki po trawie (boisko do futbolu amerykańskiego) wybiegało się na ulice. Obok stały już gotowe platformy na paradę i tłumy uczestników imprezy.

Biegaczy było ok. 300, ale z zeszłorocznych wyników wiedziałem, że tu nie ma żartów. Silną grupę wystawia właśnie lokalny High School i widać, że nie są to tylko chłopcy truchtający wieczorami dla zdrowia 🙂 Start tradycyjnie poprzedzony hymnem, tym razem zaintonowanym a capella przez mobilnego spikera/startera, po czym ruszamy. Stoję z przodu, więc od razu włączam szybkie tempo i biegnę w okolicach 20. miejsca. Plan jest na poniżej 20 minut. Po pierwszym kilometrze bieganym krótkimi prostymi wybiegamy w główną ulicę, którą biegnie się prawie do mety. Zaczynam mozolnie wyprzedzać pojedynczych zawodników, którzy za mocno zaczęli. Pierwsza mila w 6:14 i czuję, że jest nieźle. Na połowie (1,55 mili) chwytam kubek z wodą, wypijam łyka, a resztę wylewam na głowę. Dostaję miłego „kopa” od rzeczywistości i biegnę dalej. Druga mila mija w około 6:20, a ja wyprzedzam znowu parę osób. Przede mną majaczy grupka z pierwszą kobietą. Na 600 metrów przed metą wyprzedzam jednego z biegaczy, który odpadł z tej grupy i zaczynam ją gonić. Ostatnie 100 metrów finiszuję ostro, żeby podkręcić wynik i na metę wpadam z czasem 19:30. Niestety, nie starcza mi dystansu, by z nią wygrać. Pomiar realizowany jest systemem stoperowo-kartkowym. Za metą dostaję kartkę z miejscem (jestem 10.) i przy specjalnym stoliku wpisuję swoje dane, a następnie odnoszę do
stolika sędziowskiego, gdzie czekają specjalne przegródki z kategoriami wiekowymi. Naliczyłem ich po 17 (!) + po 5 dla „overall” (zwycięzca mężczyzn, kobiet, masters czyli po 40, senior grand masters po 50, senior grand masters po 60 i veteran grand masters po 70). W sumie zatem do rozdania jest 46 x 3 medali! Motywacyjnie rozwiązane bardzo dobrze. Sprawdzam i okazuje się, że jestem drugi w swojej kategorii. Przegrałem z 3 w klasyfikacji ogólnej, który pobiegł na ok. 17:30. Zwycięzca biegu (zawodnik high school) pobiegł na 15:28 i był blisko rekordu trasy.

Stopniowo na metę przybiegają kolejni zawodnicy. Tam czeka na nich tradycyjny bufet w amerykańskim stylu (czyli dużo, bardzo dużo wszystkiego). Po paru minutach od zamknięcia trasy (ok. 45 minut) zaczyna się ceremonia. Najpierw loteria dla wszystkich biegnących, gdzie można wygrać  bony towarowe ufundowane przez sponsorów: restauracje, sklepy sportowe, fitness kluby. Słyszę swój numer i okazuje się, że wygrałem… kask rowerowy. Największa nagroda (rozmiarowo i – sądząc z metki – cenowo). W ciągu 10 minut dostaję dwie oferty z tłumu na odkup, ale takiego trofeum nie oddam!

Zaczyna się ceremonia medalowa. Zwycięzcy overall dostają gustowne figurki. Następnie zaczyna się dekoracja trójek w kategoriach wiekowych. Prowadzący jak zwykle ma problem z moim nazwiskiem i nie odważa się wyczytać miasta
(ehhhh).

Zdjęcia pochodzą z lokalnych serwisów internetowych.

Pozdrawiam, Krystian Stypuła

 

 

 

 

 

 

 

One Comment on “Krystian Stypuła na Florydzie – cz. 2

Skomentuj Wojtek Furmanek Anuluj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

You may use these HTML tags and attributes:

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>