Do południa łatwiej znaleźć mnie „gdzieś” pod Szczecinem niż w Szczecinie 🙂 I nic do tego pierwszemu tej zimy szczecińskiemu śniegowi. A wycieczka, jak wycieczka – dużo (i dość długo) się dzieje…
Pogoda nie dopisała. Pierwszy śnieg – TAK! Temperatura powyżej zera – NIE!!! Śnieg topniał w oczach i biegliśmy w chlapie po kostki. Umówiłem się na ten trening z Elvisem (moim byłym podopiecznym z klubu – przyjechał autobusem prawie 20 km z Osiedla Bukowe!) oraz z Grzegorzem, „moim” dyntystą, który kilka miesięcy temu złapał bakcyla do biegania. Trenuje 4 razy w tygodniu, pod moją opieką szkoleniową, oczywiście. Dzisiaj jest w planie WB 18 km, do Bartoszewa.
2 km w nogach – jesteśmy przy pętli na Głębokim.
Obiegamy jezioro Głębokie z lewej strony, od ul. mjr. Hieronima Kupczyka.
Nawet w taki dzień jak dzisiejszy widoki są tu przepiękne, ale… trzeba patrzeć raczej pod nogi 🙁
Jesteśmy po drugiej stronie jeziora – na liczniku 4,5 km.
Dobiegamy do leśniczówki Owczary.
Mijamy ośrodek jeździecki na Bartoszewie. Turn point – 9 km w nogach. To dawna „Dziurka u Jurka”, teraz – pod „rządami” nowego właściciela – „Ranczo”. W lecie trudno tu o wolne miejsce, gdyż to ulubione miejsce turystów i rowerzystów, umawiających się na pyszną karkówkę z grilla. Nigdzie nie smakuje ona tak wspaniale, jak tu :))) W powrotnej drodze spotykamy triatlonistów z Polic na treningu kolarskim, trenujących pod okiem Przemka Burzycha (z lewej).
Towarzyszyli nam 3 km, aż do ul. Jaworowej. Nagadaliśmy się, bo zebrało się kilka tematów, a dawno nie było okazji do bezpośredniego spotkania (Przemek kiedyś u mnie biegał – teraz trenuje „młodych”).
Dobiegamy do ul. Zegadłowicza, przy kościele na Głębokim.
Znów jesteśmy przy pętli na Głębokim – przebiegliśmy już 16 km. Nasza pętla się „zapętliła” przy pętli tramwajowej :)))
Droga do Toru Kolarskiego. Ciut wcześniej zakończyła się jednak – obowiązkowa! – gimnastyka rozciągająca. W ciszy leśnej.
Tor Kolarski. Tu czuję się jak w domu. Wszak mieszkałem i trenowałem tu przez 6 lat w latach 80., w okresie mego zawodowego biegania.
KOOONIEC! Po półtorej godziny śniegu ani widu, ani słychu. Fakt, było mniej przyjemnie (chlapa, brak słońca), ale jednak… przyjemnie! Za tydzień kolejna wycieczka. Przynajmniej 20-kilometrowa :)))