Bożena Niewiadomy, jedna z bohaterek mojej książki „Maraton i ultramaratony”, wystartowała 27 stycznia w Dubaju. Oto jej relacja:
Rozpoczęłam szósty sezon biegowy z obietnicą, że będę więcej trenować, i przede wszystkim wybiegania, a nie biegać tak „z marszu”.
Do Dubaju poleciałam z koleżanką Basią, która zadebiutowała w biegu na 10 km. Mam nadzieję, że Barbara to przyszła
maratonka. Bardzo się cieszę, iż poczuła „szczęście biegowe ” i coś z niej będzie 🙂 na maratońskich trasach, czego jej życzę 🙂
Miałyśmy tylko 1 dzień na aklimatyzacje – słońce, widoki miasta i morze sprawiały, że czułam się wspaniale, zdrowo i szczęśliwie.
Maraton bardzo kameralny. Numery startowe odbieraliśmy w pięknym hotelu Palace, bez żadnej kolejki, w ciszy 🙂 Wolnotariusze na bieżąco kompletowali torby z numerami, koszulkami itp. 🙂 Było tylko jedno malutkie stoisko z odzieżą, odżywkami i akcesoriami.
Start maratonu był o godz.7:00, a 10 km o 7:15. Na start przybyłyśmy o godz. 6:15. Było przyjemnie chłodno, a ciemność rozświetlały zawieszone światełka na palmach.
Start jak i meta był w samym centrum miasta, przy najwyższym budynku w świecie – 828 metrów, Burj Khalifa, którego niezwykła konstrukcja przypomina budynki z filmów lub książek science fiction.
Stojąc na starcie wypatrzyłam „naszych ” – Zdzicha, Bogusia, Basię z Gdyni, Jurka z Częstochowy .
Przecisnęłam się wiec do nich, z humorem przywitaliśmy się, pożartowaliśmy i start.
Jak zawsze u mnie wieeeeelka radość, szczęście. Czułam się wspaniale. Planowałam biec na4:15, ale wciąż czułam, że powinno być lepiej, że mam siłę i bardzo chcę. Ale… bez treningu? Wciaż hamowałam się, by nie „szaleć ::-)
Pierwsze kilometry biegłam ze Zdzisiem. W pewnym momencie powiedział: Biegnij sobie, bo ja biegnę wolniej, mam w planie tylko to „zaliczyć”, bez walki o czas. I tak powoli oddalałam się…
Miasto budziło się ze snu, wieżowce stawały się coraz bardziej wyraziste. Wschodziło słońce, odzuwałam takie „smaczne” powietrze 🙂 Nie było wielu kibiców prócz strefy w okolicy startu.
Uśmiechem witały nas grupki „robotników „, którzy byli w drodze do pracy (był piątek). Na 9 km, na pierwszej agrafce, zobaczyłam koleżankę z Gdyni, biegła b. szybko. Później minęłam się ze Zdzichem 🙂 Jaka to radość widzieć „swoich”.
Trasę maratonu dzień wcześniej przejechałam samochodem, więc dobrze się orientowałam. Na 10 km zaczęło świecić słońce, robiło się coraz cieplej 🙂 Gdy wbiegliśmy na Jumeirah Beach, było już gorąco, ale poczułam wiatr. Była już godzina ósma, więc zaczęli pojawiać się ludzie. W pamięci miałam, że na 13 km będą czekać Irena i Urszulka oraz inni kibice z Polski. Wypatrywałam i z daleka ich ujrzałam, wiec radość, uśmiech 🙂 Biegło się wzdłuż pięknych palm 🙂 i zielonego trawnika 🙂
Co kilka km były punkty z piciem. Na 15km drugim pasem biegła już elita panów. Wzruszające, jaka szybość! Długo za nimi biegły dziewczyny.
Na 21 km czułam się dobrze, ale wiedziałam, że za szybko… miałam czas 01:58:54. W oddali po lewej stronie widoczny był Burj Al Arab! Mijaliśmy piękne rezydencje, widoczne było morze, a z ZOO słychać było głosy ptaków 🙂
Na trasie pojawiło się coraz więcej ludzi, sporo dzieci. Częstowali wodą, cukierkami, colą.
Przy 25 km czułam się troszkę słabiej, wysokie tętno, pojawił się lęk i ostrzeżenie – Bożena trzeba zwolnić. Nie mogłam przyjmować żelu, ani jeść ciastek. Tylko woda. Czułam się dziwnie. Na 25 km na „agrafce” pojawił się Zdzichu i Boguś, krzyczeli: Dogonimy Cię! 🙂
Zwalniałam, czułam się słabiej. Nogi ok, ale w klatce piersiowej było kiepsko.
Na 38 km chłopaki byli już przy mnie. Serce waliło mi na maksa, zwolniłam. Zdzichu wydał mi rozkaz: Bożena zwolnij!!!! ŹLE wyglądasz!
Posłuchałam go, przeszłam do marszu 🙂 Ostanie 2km były trudne. Biegło się samemu. Był podbieg i wiatr, ale biegłam już spokojnie, by dobiec. Gdy dojrzałam linię mety uśmiechałam się. Pojawili się kibice 🙂
Ok. 300 metrów do mety wyjęłam polską flagę, dołożyłam uśmiech, radość, swoją miłość do biegania!!! Kibice krzyczeli: Poland, Poland… i z wielkim szczęściem wpadłam na metę!!Dobiegłam z koleżanką z Gdyni 🙂 a na mecie powitali mnie Zdzichu, Boguś, ich żony, Basia i Jacek.
Czułam się baaaaardzo happy, ale byłam głodna. Było mi słabo. Później spotkałam się z grupą Polaków. „Obgadaliśmy” bieg, a ja przyrzekłam sobie, że koniec maratonów „z marszu”.
Kilka godzin po biegu byłam nowonarodzona. Kąpiel w morzu, słońce. Nogi nie bolały mnie niiiic a nic, ale czułam ciężar w klatce piersiowej.
Drugą połówkę przebiegłam słabiutko – w 2:12:33, ogólny czas (netto) 4:11:27. Miejsce wśród kobiet 136., a w kategorii 28., w generalce 801.
Jurku 🙂
Mimo wszystko jestem bardzo zadowolona, bogatsza o kolejne doświadczenia w biegu i emocje!!! Był to mój 21. maraton i medal z 3. kontynentu, ale jeszcze 4 przede mną 🙂
Dziękuję Ci za kibicowanie i obiecuję, że podejmę się kolejnych wyzwań 🙂 Planuję start w biegu na 100 km w Biel. Nie pominę oczywiście naszych maratonów 🙂 Wypada pobiec w Dębnie i w Gdańsku 🙂
Pozdrawiam serdecznie Ciebie, żonę, córkę! Uściski dla pieska 🙂
Bożena Niewiadomy
Zazdroszczę! Nie tylko tego miłego ciepełka :-).
Bozenko jesteś ” WIELKA” gratulacje i powodzenia w następnych Maratonach