Zawsze miałem ciągotki do sportu, ale na etapie nauki w szkole podstawowej nie byłem nawet członkiem SKS-u. A bardzo chciałem być! Nie byłem z prozaicznej przyczyny – mnie tam nie chciano! W SP 3 preferowano koszykówkę, a ja byłem jednym z najniższych uczniów w klasie. Kończyłem podstawówkę mając zaledwie 158 cm wzrostu!
Zabrzmi to z pewnością nieskromnie, ale byłem w szkole podstawowej jednym z najlepszych uczniów w klasie. Ba! – aż trzykrotnie wygrałem konkurs na najlepszego ucznia szkoły! Nie, nie zakuwałem! Uczyłem się na lekcjach, a potem tylko odrabiałem zadania domowe. Wystarczało! Ale miałem ambicje sportowe i chciałem udowodnić, że mam również sportowy „pazur”. Grałem więc z kolegami na przyszkolnym boisku w piłkę nożną, odbijałem piłeczkę ping-pongową, interesowały mnie też szachy.
W pierwszej klasie liceum przez całą zimę dźwigałem z kolegą sztangę i sztangielki realizując 6-miesięczny program dla początkujących. Nie, nie chciałem być kulturystą:), ale poprawiłem w tym czasie wszystkie swoje parametry, nie tylko fizyczne, ale i psychofizyczne. W ciągu 12 miesięcy urosłem aż 12 cm, więc szybko zapisałem się do klubu piłkarskiego ZEW. Miałem „zdrowie” do biegania, więc grałem w linii pomocy, chociaż przyznaję – nie byłem zawodnikiem pierwszego zespołu. Na meczach ligowych wchodziłem zwykle tylko na zmiany, a bywało, że trener nie wpuścił mnie nawet na minutę. Nie miałem piłkarskiej smykałki. Niestety. A może na szczęście?