Pierwszy raz w tym roku spotkałem się z „moją” Agnieszką! Taktykę biegu omawialiśmy wcześniej przez telefon, ale w przeddzień doszło jeszcze kilka szczegółów, które musieliśmy uzgodnić. Cel był jeden – ZWYCIĘSTWO!
„Trenerze – plan wykonany!” – „zameldowała” Agnieszka za metą 😉 Z lewej: gliwiczanin Robert Krzak, któremu również pomagam szkoleniowo, a który za miesiąc walczy w maratonie na Tajwanie. Są spodki latające, ale Katowice zaprezentowały Spodek „biegający”. Meta biegu w Spodku TO JEST TO!
Z Leszkiem, warszawianką Ojlą, Agnieszką i z jej najlepszym kibicem – synkiem Jędrusiem, przy moim stoisku z książkami – w Spodku.
Kenijczyk Paul Ngetich chciał ściągnąć czapkę z głowy, gdy dowiedział się, że ten facet na banerze za plecami – z tymi rekordami życiowymi – to ja. On ma na razie na 10 km życiówkę ledwie 28:50. Kudy mu do moich 28:33 nabieganych 23 lata temu. Ma szczęście, że urodził się 25 lat lat później, niż ja, bo dostał by kiedyś „bobu” ode mnie, oj dostał :))) Paul będzie teraz „punktował” polskich biegaczy aż do listopada. Co tydzień ma zaplanowany start.
Po Spodkiem spotkałem Grażynkę i Henryka – z Sopotu…
…oraz dwóch szczecinian – a jakże – Łukasza i Piotra. Reprezentowali szczecińskie prawo i sprawiedliwość – wszak obaj są prawnikami. Dojechali szybko, bo jechali przez… Berlin 🙂 Wychodzi wprawdzie ok. 100 km więcej, ale podróż (tylko autostradami) trwa o godzinę… krócej. Bo 300 km jazdy „polskimi” drogami to godzina dłużej niż 400 km autostradami.
Agnieszka musi się teraz przyzwyczajać do kamer i dziennikarskich wywiadów.
Robert z Jackiem Wszołą – gościem imprezy.
Uszczęśliwiony gliwiczanin Jacek – ledwie po chorobie, a pomimo tego z nowym rekordem życiowym! – oraz Piotr na mecie.
Marzenie każdego sportowca – podium! W tym biegu – wyjątkowo na skalę Polski – panie otrzymały nagrody większe od mężczyzn. Ciekawe, czy nie było protestów?