Gdy rano ujrzałem za oknem słońce decyzja nie mogła być inna – wycieczka do Śnieżnych Kotłów! Zapraszam na fotoreportaż.
Start z MILUTKIEJ
To odcinek czarnego szlaku w kierunku Wodospadu Kamieńczyka. Przy tych „stoiskach” czarny szlak skręca w lewo, ale…
ja biegnę na wprost. Jest co robić, gdyż kamienie są b. śliskie.
A to widok na ten odcinek z góry.
Wodospad Kamieńczyka jest uroczy także zimą.
KAMIEŃCZYK
Granica KPN – zaczyna się dłuuugi podbieg do Hali Szrenickiej.
Zwykle podbiegałem to bez większych problemów, ale trasa rozjechana jest przez gąsienice ratraka i stopa stale „ucieka” w śniegu. Chyba po raz pierwszy miałem odcinki, gdzie musiałem maszerować, biec nie dało już rady. A może… lata robią swoje? 😉
Rzut oka za siebie.
Już widać schronisko na Hali Szrenickiej – to końcówka marszo-podbiegu.
Zima tu w pełni, więc i narciarze co chwilę śmigają na nartach…
Zaskoczenie – gdy przebiegam nagle słyszę pytające – Jurek? To Jasiu – mój szczeciński kolega. Jest tu instruktorem jazdy na nartach.
A to kilka zdjęć z Hali Szrenickiej. Jest przepięknie, ale przecież zima to najpiękniejsza pora roku. Tu na pewno. Zobaczcie sami.
Czerwony szlak prowadzący do Szrenicy był zamknięty, więc muszę zbiec lekko niżej, by dostać się tam szlakiem narciarskim prowadzącym od górnej stacji wyciągu na Szrenicę.
To widok za siebie, w kierunku Hali.
Te kamienie, to dobrze widoczne ze Szklarskiej Poręby Końskie Łby.
A przy Trzech Jaworach i dzisiaj pali się ognisko. Widać ruiny zamku na Chojniku.
Na horyzoncie widać cel mego treningu – stacja przekaźnikowa przy Śnieżnych Kotłach. Już niedaleko, ot – za tą górką ;)))
Ciekawe, czy leśnicy smażą teraz kiełbaski? :)))
Górna stacja wyciągu na Szrenicę widziana od góry.
Już prawie przy schronisku na Szrenicy.
To widok schroniska od strony południowej, niewidocznej ze Szklarskiej Poręby.
A to widok na nie z Czech 😉
Ruszam czerwonym szlakiem w kierunku ŚK.
Ci „zapaśnicy” zastygli w jakimś bezruchu! Walczyć panowie – walczyć!
To widok na Szrenicę i na kamienne Trzy Świnki (po lewej). Zapewniam, że nie jest do nich tak płasko jak się wydaje. Przed chwilą stamtąd łatwo zbiegłem, ale w drugą stronę jest co robić.
Drogowskaz przy Mokrej Przełęczy.
Rzut oka na Szrenicę.
A może do Czech? Na piwo? Wybieram Śnieżne Kotły.
Trasy narciarskie po czeskiej stronie.
Przy Twarożniku znów słyszę: Witam panie Jurku! Spotykam działacza szczecińskiego AZS – Zbyszka Lipczyńskiego, który „sekretarzował” klubowi już w latach 70., gdy biegałem w SZS-AZS Szczecin. Jest tu na obozie z wioślarzami AZS, a wolne chwile wykorzystuje na spacery po górach.
Jeszcze raz rzut okaa Szrenicę, a potem w drogę, do Śnieżnych Kotłów.
Na horyzoncie widać już stację przekaźnikową.
Stacja „zdobyta”! Teraz czas na „zwiedzanie” Śnieżnych Kotłów od góry.
W Kotlinie Jeleniogórskiej wiosna – tu zima. Widoki zapierają dech w piersiach. A może to łagodny, ale zimny wiaterek odbiera część powietrza?
Wciągam bluzę ortalionową, którą miałem przewiązaną na pasie. NIGDY nie zapomnajcie o takiej bluzie wybierając się w góry. Może wam ona czasami uratować życie!!!
Zrobiłem prawie 11 km. Czas jest mniej ważny, gdyż sporo zajmuje mi fotografowanie i podziwianie krajobrazów (prawda, że fajnych?), a i rozmowy ze znajomymi nie prowadzę „w biegu”! Tak zresztą właśnie wygląda „klasyczna” wycieczka biegowa w góry. Nie ma pośpiechu.
Ognisko jeszcze się pali. Oj, zjadłbym teraz kiełbaskę 😉 Zamiast niej, pożywiam się 2 kostkmi glukozy. Też radzę mieć ją ze sobą podczas takiej wycieczki – na pewno się przyda!
I co? Robi wrażenie?!
Tak jest!
To widok na trasy narciarskie w Spindlerovym Mlynie. Jeździłem tu w 2001 roku. Ba, wywalczyłem wtedy akademickie wicemistrzostwo Szczecina w slalomie gigancie 😉
„Klasyczna” wycieczka prowadzi żółtym szlakiem w dół do schroniska pod Łabskim Szczytem. Trasa ta jest jednak zimą zamknięta, więc wracam trochę inaczej niż latem.
Wracam na razie odcinkiem, którym tu przybiegłem.
Przy tym drogowskazie, przy Mokrej Ścieżce, zaczynam dość stromy zbieg w kierunku schroniska pod Łabskim Szczytem.
A to… lody na patyku 🙂
Sceneria jest urzekająca. To zdjęcie zrobił mi turysta, który właśnie kończył swoją wspinaczkę od schroniska. Przestrzegł mnie, że trzeba uważać, gdyż jest bardzo ślisko.
Faktycznie musiałem uważać, gdyż parę razy ledwie się obroniłem przed jazdą na tyłku, ale się udało. Jestem już prawie przy schronisku.
Orczykowy wyciąg przy schronisku nie działa.
W schronisku obowiązkowa słodka herbata z cytryną. Od razu odżywam. Wymieniam też przemoczone skarpety (w toalecie, oczywiście).
A teraz kilka kilometrów zbiegu do Szklarskiej. Uprzedzam – podbiegi to nic, dopiero na zbiegach są problemy!
Już w Szklarskiej.
A nie tak jeszcze dawno temu byłem tam – na górze!
Widać BORNIT. Obok jest „moja” MILUTKA.
Ostatnie 100 m. Pod górę? No problem!
Prawie 21 km. Ponad 3 godziny. I o to właśnie chodzi!
Jeszcze nie raz do ciebie pobiegnę – moja ty „stacjo na wysokości” 1 490 m npm. 🙂
Wspaniała relacja! Super zdjęcia! Gratulacje za wytrwałość!
Fantastyczna sprawa:) Wybiorę się tam kiedyś na biegówkach,może już tej zimy 🙂