Orlen Warsaw Marathon zgodnie z założeniami organizatorów stał się Narodowym Świętem Biegania, imprezą którą można się chwalić na całym świecie. Perfekcyjnie przygotowana i perfekcyjnie zrealizowana – olbrzymim, rzecz jasna, kosztem – impreza jest naszą biegową wizytówką. Cóż, duży może więcej, więc firma Orlen pokazała, że stać ją na taki rozmach. Opłaciło się, bo sportowy ostatni weekend kwietnia w Polsce kręcił się właśnie wokół imprez organizowanych w ramach tego święta: w sobote odbył sie wielotysięczny marszobieg, a w niedzielę w tym samym momencie na trasę wyruszyli uczestnicy biegu na 10 km (ponad 10 tys.) i maratonu (prawie 10 tys.).
Dla mnie tegoroczny OWM będzie o tyle bardziej pamiętny, że podczas targów organizowanych przy imprezie debiut miło 5. już wydanie mego poradnika „Biegiem przez życie”. Przez 4 dni – od czwartku do niedzieli – przez moje stoisko przewinęło się tysiące biegaczy, z których rekordowo dużo go kupiło. Napisać, przygotować do druku, wydrukować, a potem… sprzedać – to marzenie każdego autora. Moje się spełnia 🙂
W niedzielę pobiegłem na 10 km. Planowałem pokonać barierę 37 minut, ale 3 intensywne dni sprzedaży – bez treningu, na który nie znalazłem czasu – mocno mnie osłabiło, nogi po starcie okazały się „drewniane”. Ostatecznie wyszło „tylko” 38:00. Nie wyrywałem jednak sobie włosów z głowy, bo… ten sezon jest ulgowy! Nie mam presji na wynik! To tylko przygotowanie do przyszłorocznego sezonu, gdy po wejściu do kategorii M 60 (tak, tak – będę już 60-latkiem) zamierzam znów pokazać, że wiem jak się przygotować na imprezę docelową – mistrzostwa Europy, z których chcę wrócić z medalem. Moim celem jest półmaraton, który – o ile marzę o medalu – powinienem pokonać w czasie poniżej 1:20. Dam radę! 😉