Nigdy wcześniej nie biegałem w biegu tak trudnym, ale tak urokliwym. Pofałdowana trasa, z licznymi – czasami stromymi – podbiegami i zbiegami oraz palące słońce spowodowało, że o rekordy życiowe mogli się w nim pokusić tylko… debiutanci, których było sporo pośród prawie półtora tysiąca zgłoszonych. Skalą trudności dorównuje mu – jak twierdzili niektórzy biegacze – tylko półmaraton w Żywcu, ale ja tam – jeszcze – nie biegałem. Na szczęście trudy trasy łatwiej było pokonać spoglądając czasami na okolicę, której urok zapierał dech w piersiach. Pobiegłem w tym półmaratonie na luzie – z aparatem w ręku, którym rejestrowałem co pewien czas to, co się wokół mnie działo.
Z jednym z faworytów – Adamem Draczyńskim.
Za chwilę start…
Ruszyliśmy. Szybkie zdjęcie Karoliny Rakieć.
Doganiam Zbyszka Pierzynkę – mego kolegę i rywala z lat wyczynowego biegania.
Zbyszek biegł z numerem 1. To przecież olimpijczyk z Moskwy.
Przede mną kolejny mój dawny rywal – Jacek Kasprzyk.
Prowadzące kobiety – Wioleta Uryga i Ewa Brych-Pająk.
Pierwsza z kurtyn wodnych. Miło było schłodzić się w tym wodnym „pyle”.
Podbieg gonił podbieg. Na razie są dość łagodne.
Ten należał do trudniejszych.
Upał był niesamowity, ale na szczęście organizatorzy przygotowali dużo punktów odświeżających i z napojami, więc odwodnienie nikomu nie groziło. O ile stale popijał 😉
To też szczyt trudnego podbiegu, po którym był dość stromy zbieg.
Doganiają mnie Karolina i Ewa.
Dałem się wyprzedzić bez walki 🙂
Ok. 1,5 km do mety. Do tych widocznych biegaczy miałem w tym momencie ok. 50-60 m straty, ale…
…włączyłem „dopalacze”. Na ostatnim kilometrze wyprzedziłem 5-6 biegaczy.
Z Ewą na mecie.
A tu ze Zbyszkiem.
Karolina i Ewa.
Jedna z wielu dekoracji. Zbyszek na najwyższym stopniu podium.
A to „młodzi”. Drugie miejsce dla Darka Laksy, któremu pomagam w treningu.
W kategorii 50-59 stanąłem na najniższym stopniu podium. A przecież… wygrałem z tą dwójką! Tyle, że dopiero w Szczecinie, przeglądając zdjęcia, doszedłem do tego wniosku. Jak to możliwe? wszystko wyjaśnia poniższe zdjęcie, które zrobiłem tuż przed metą.
To nie są moi pogromcy z kategorii. Przede mną biegnie chyba Tomasz Jadczyk. Ja byłem kolejnym na mecie. Skąd to zamieszanie? Na 5-6 km trasy kurtyna wodna zerwała mi numer z dwóch agrafek, więc zerwałem pozostałe i włożyłem numer za pasek spodenek. Gdy przebiegłem linię mety (ostro finiszowałem) okazało się, że… nie mam numeru. Gdzieś go zgubiłem. Zgłosiłem to sędziom, ale oni powiedzieli, że w związku z tym nie będę sklasyfikowany. Nie byłem specjalnie zmartwiony, ale w tym momencie jakaś dziewczyna przyniosła mi go. Okazało się, że wypadł mi zza paska tuż przed metą. Wtedy sędziowie sczytali czipa.Tyle, że minęło już ok. pół minuty. W tym czasie moi weterańscy rywale byli już za metą, więc ja wylądowałem – oficjalnie – za nimi. Stąd moje trzecie miejsce 😉
Samochód był losowany wśród wszystkich biegaczy, którzy pokonali trasę.
Szczęśliwiec odbiera kluczyki do auta.
Witam Jurku!
No, No jak na bieg z aparatem to b. dobry wynik.
Gratulacje!!!
Trzecie miejsce to również sukces. Brawo!
Myślę że gdybyś potraktował półmaraton bardziej serio to pierwsze miejsce było by pewne.
Pozdrawiam
Jacku, dopiero dzisiaj wyjaśniam przyczyny tego, że stanąłem na najniższym stopniu podium. Bo wygrałem 😉
Bieg traktowałem jednak „rekreacyjnie”, więc było to dla mnie bez różnicy.
Witam Jurku!
Po Twoim komentarzu stała się jasność !
Przepraszam za pochopne wnioski.
Pozdrawiam