Z wysokości 1 500 m npm. (tak wysoko leży Reschen) zbiegamy w dół przepięknymi dolinami do Bolzano (na zdjęciu – na rynku w Bolzano). To tereny południowego Tyrolu. Ciekawostką jest fakt, że we włoskim Reschen mówi się po niemiecku i wszystkie napisy informacyjne są najpierw po niemiecku, a dopiero niżej po włosku. W Bolzano połowa tablic jest najpierw po niemiecku, zaś połowa najpierw po włosku. Dopiero na południe od Bolzano przewagę zdobywa język włoski. Cóż – od historii tak szybko się nie ucieknie…
Rano przywitał nas świeży śnieg…
Ruszyli…
To na tym etapie dostałem od Kenijczyków ksywkę „Paparazzi” 😉
Po ok. 3 km biegu śniegu już prawie nie było.
Przy tej miejscowości biegaczom towarzyszył na rowerze komendant miejscowej policji.
Matthias i Daniel sprawdzają przebieg trasy na mapie.
Rano podczas śniadania czytaliśmy w gazecie o wypadku, w którym zginęło bodajże 8 osób, a kilkadziesiąt odniosło rany. Ze zbocza osunęła się ziemia, która zagrodziła przejazd po torach. Jadący pociąg wypadł z torów i stoczył się z niewielkiego nasypu. Okazało się, że trasa naszego biegu przebiegała w sąsiedztwie tego miejsca. Oto podniesiony już przez dźwig skład pociągu w miejscu wypadku.
Zaraz moja zmiana. Aha – zapomniałem wcześniej napisać, że na znak żałoby narodowej biegałem zawsze z czarną aksamitką na ramieniu.
Daniel ostro finiszował i wygrał ze mną na finiszu 🙂
Końcówka etapu – dobiegamy do rynku w Bolzano, gdzie…
…wita nas burmistrz miasta.
A wieczorem obowiązkowy spacer po mieście…