15. miejsce – 2:17:39 Rok 1989, czyli 20 lat temu – po nieudanej kwalifikacji olimpijskiej do Seulu – był rokiem „obcinania kuponów” z mojej maratońskiej formy. Wystartowałem wtedy na tym dystansie aż 6-krotnie, co było początkiem końca mojej wyczynowej kariery. Oto szósty – ostatni z nich. To jeden z najbardziej prestiżowych maratonów na świecie. Prawo startu ma tylko zaproszona elita. Ciekawostka – na ostatnim – 85. miejscu – dobiegł (a raczej dotruchtał) Meksykanin Salvador Garcia, który uzyskał wynik 2:44:18. Jego rekord życiowy wynosił 2:10:47 (z wygranego wiosną maratonu w New Jersey). Od połowy dystansu truchtał jednak tylko pokonując dwie ostatnie piątki powyżej 26 minut! Pewnie musiał dobiec do mety, by otrzymać zakontraktowane startowe? A może chciał – chociaż raz w karierze – być na mecie ostatni? Mi się to nigdy nie udało, a jemu owszem. I to w słynnej Fukuoce 😉
Plan lotu do i z Japonii
Moja krótka przedstartowa metryczka. Jersey Skarznski – tyz piknie 😉 176 cm i 62 kg – to dopiero było BMI! Ale teraz też nie narzekam – wzrost bez zmian, a waga 67-68 kg – tyz piknie 😉
Fukuoka by night
Kolacja. Po mojej prawej stronie Holender Toni Dirks, z którym najszybciej zgadałem się po niemiecku. Po lewej mój pezlowski „opiekun”, który poleciał ze mną na wycieczkę.
Po mojej lewej stronie brązowy medalista olimpijski z Los Angeles – Anglik Charlie Speeding, a dalej późniejszy zwycięzca maratonu – Portugalczyk Manuel Matias.
Z Charlie Speedingiem oraz opiekunem Toniego Dirksa (z lewej). No i mój opiekun, rzecz jasna.
Bardzo medialny wtedy uścisk dłoni Konrada Doblera z Niemiec Zachodnich i DDR-owca Rainera Wachenbrunnera.
Tuż przed startem – z Konradem Doblerem. Ten japoński napis na mojej koszulce znaczy POLSKA. Dzięki temu podczas biegu często słyszałem okrzyki „Go, go POLANDA” 🙂
Zaraz ruszamy…
Strzałka wskazuje moją głowę, ta na samym końcu 😉