Rok 1989, czyli 20 lat temu – po nieudanej kwalifikacji olimpijskiej do Seulu – był rokiem „obcinania kuponów” z mojej maratońskiej formy. Wystartowałem wtedy na tym dystansie aż 6-krotnie, co było początkiem końca mojej wyczynowej kariery. Oto czwarty z nich. Dziwny to się okazał maraton. Na mecie byłem dopiero dziesiąty, ale oficjalnie… wygrałem go. Wszystko za sprawą „podłączenia” do niego maratonu odbywającej się wtedy w Duisburgu Universjady. Pokonało mnie dziewięciu uczestników Uniwersjady, a ja byłem pierwszy w klasyfikacji Rhein-Ruhr Maratonu. Dla świętego spokoju nie obnoszę się z tym „zwycięstwem”, dodając zawsze, że na mecie byłem dziesiąty ;)))
Ta strzałka na dole wskazuje mnie na linii startu.