Po Dębnie i Wrocławiu nadeszła pora na trzeci z dużych polskich maratonów. Frekwencja znów była rekordowa, co dobrze wróży jego dalszemu rozwojowi. A i pogoda sprzyjała, bo… padał deszcz!
Ruszyli! Pogoda sprzyjała. Wprawdzie padający deszcz przeszkadzał, ale tylko przed startem. Po kilku minutach biegu odczuwali już jego pomoc. Trochę gorzej mieli ci biegajacy powyżej 4 godzin. Im doradzałem włożyć koszulki z długim rękawkiem i rajstopy, żeby się zbytnio nie wychłodzili.
To już zdjęcie biegaczy po okrążeniu Błoni (ok 4 km).
Część biegnie jeszcze w pelerynkach chroniących przed zimnem, ale i oni zaraz się ich pozbędą. Bieg rozgrzewa!
Robert Korzeniowski brał udział w Mini Maratonie (bieg wokół Błoni), w tym roku nazwanym imieniem tragicznie zmarłego zwycięzcy 4. edycji Cracovia Maraton – Piotra Gładkiego. Po kąpieli czekał już na linii mety z całą rodziną.
Czekali kibice, Korzeniowscy, ale i krakowski Lajkonik. Zdziwienie było ogromne, gdyż jeszcze na kilka kilometrów przed metą pewnym wydawało się, że zwycięzcą może być tylko Ukrainiec Nikołaj Kerimov, mający ogromną przewagę. Na kilkaset metrów przed linią mety wyraźnie osłabionego Ukraińca wyprzedził jednak Kenijczyk Mathew Kosgei (2:18:16), powtarzając sukces sprzed roku. Różnica na mecie wyniosła zaledwie 7 sekund! W gronie faworytów biegu był Jan Białk, ale ostatecznie nie wytrzymał końcowego pościgu za Ukraińcem, odpuścił Kenijczyka na 2 km przed linią mety i stanął na najniższym stopniu podium (2:18:36). Jak widać ciasno było przed metą, ale… wygrywają najlepsi!
Zaskoczony, ale promieniujący Kosgei udzielał za metą licznych wywiadów mediom. Za rok… do trzech razy sztuka?
Ukrainka Katerina Stecenko by wygrać aż o 7 minut poprawiła rekord życiowy (2:39:08), broniąc się przed atakami naszej Violetty Urygi, która przybiegła tylko 29 sekund za nią.
Lista wyników. Tylko dwójka Polaków w dziesiątce – niezbyt dobrze to świadczy o staraniach organizatorów, by to właśnie w Krakowie wystartowali najlepsi z nich. Maratonów jest teraz do wyboru, do koloru, a najlepsi kosztują – coraz więcej. Jednak trafione „zakupy” opłacają się, bo podnoszą poziom sportowy maratonu. Sprzyjajaca pogoda zapowiadała lepszy wynik zwycięzcy, ale jeśli nagrody są jakie są – czy warto się ścigać aż 42 km? Można „przetruchtać” połowę dystansu, a zabrać się do pracy w końcówce. Nie zawiedli amatorzy, których rekordowa ilość stanęła na starcie. Tak trzymajcie!
Maraton był okazją do spotkania przyjaciół z okresu mego biegania. Tu z Basią Paczos oraz maratońskim olimpijczykiem z Moskwy – Zbyszkiem Pierzynką.
Specjalnym gościem imprezy była belgijska gwiazda światowego biegania (także nie wykorzystana medialnie przez organizatorów – patrz relacja z Wrocławia) – Vincent Rousseau: mistrz świata w półmaratonie (1993), wicemistrz świata na 10 000 m (1994), zwycięzca Rotterdam Marathon (1994). Jego rekordy życiowe to 27:23,18 na 10 000 m i 2:07:20 w maratonie (czapki z głów!!!). Był sportowcem roku w Belgii w 1985 i 1993 roku. Mieszka teraz w stacji wysokogórskiej we francuskich Pirenejach, w Font Romeu (gdzie trenowałem w 1984 roku), ale… nie ma żadnych związków ze sportem. Chyba, że jest gościem imprez sportowych – tak jak w Krakowie. Biega tylko dla zdrowia, a zawodowo… fotografuje! Cieszę się, że miałem okazję poznać go wreszcie osobiście i trochę z nim porozmawiać :)))
thansk for the post