Dni Wędzonej Sielawy, regionalnego skarbu z okolicznych jezior, nie mogą się – rzecz jasna – odbywać bez imprezy biegowej. Szymon Wydra ze swoim zespołem i owszem – przygrywał wszystkim wieczorem do kotl… (tfu!), do wędzonej sielawy właśnie, ale rano miasteczkiem rządzili biegacze.
Włodek Paroń, mój rywal i kolega z okresu wyczynowego biegania (ma życiówkę 2:26 w maratonie, jak by kto pytał), wziął w swoje ręce sprawy organizacji biegów w Chrzypsku Wielkim przed dwoma laty. Wymyślił dziesiątkę (jedna pętla wokół jeziora) i półmaraton (dwie pętle). 3. edycja odbyła się w tym roku.
Dwie poprzednie imprezy były baaardzo mokre (lało niemiłosiernie), więc modlono się, jak mówił chrzypski wójt – były siatkarz Edmund Ziółek – o „ładną” pogodę. Bo do trzech razy sztuka. I wymodlono… upał, prawie taki, jaki zawsze panuje w Grodzisku Wielkopolskim podczas ich półmaratonu. I tak źle, i tak niedobrze, ale żar lejący się z nieba łagodził leśny i wodny klimat biegu.
Ponad 400 uczestników obu biegów, to liczba, jak na możliwości organizacyjne tej miejscowości, prawie maksymalna do zaakceptowania (miejsca parkingowe), więc w przyszłości imprezie „grozi” limit uczestników (wójt mówił o maksimum 500). Czyli… kto pierwszy, ten lepszy.
Trasa biegu baaardzo urozmaicona – asfalt, polne ostępy, a nawet odcinek piaszczystej drogi – nie sprzyjała rekordom (o upale nie mówiąc!), ale na mecie wszyscy byli zadowoleni. I piękne medale (z herbem Chrzypska Wielkiego, w którym widnieje sielawa, rzecz jasna), i piękne kwiaty dla każdego, i cebulki tulipanów, których miejscowy producent był sponsorem biegu – to niezapomniane wrażenia z ukrytej pomiędzy jeziorami miejscowości.
A to mój fotoreportaż:
Czwarta edycja za rok. Przypominam – kto pierwszy, ten lepszy 😉
W tym roku pogoda zapowiada się idealna.